Jeżeli tylko możesz to zjaw się na naszych spotkaniach osobiście, weź ze sobą rodzinę i nie zapomnij zawiadomić przyjaciół

2012-12-07 Krzysztof Jurkiewicz

Zawsze mam wrażenie, że do Leśniczówki nie jest łatwo trafić. Byłem tu już kilka razy, jechałem jako kierowca, jako pasażer i jako ładunek, i zawsze jest gdzieś ten jeden zakręt, który bierze się nie w tym kierunku, co trzeba. Kiedyś, od bramy chorzowskiego Central Parku do Leśniczówki jechaliśmy tak długo, że trzeba się było dwa razy zatrzymać na papierosa! Turystyczne doświadczenie niewiele tu pomaga, bo Park za każdym razem jest zupełnie inny, drogowskazy- mam wrażenie- pojawiają się i znikają, a jeśli już pokazują drogę, to zawsze w inną stronę, niż się człowiek spodziewał.
Myślałem kiedyś, żeby do Leśniczówki pójść- nie jechać. W okolicę dotrzeć tramwajem lub taksówką, która w przeliczeniu „na trzech” nawet drogo nie wychodzi, a później od losowo wybranego wejścia „iść- jak to mówią- nogami”. Ale człowiek obładowany gitarą i piórem wędruje stylem dowolno- rozpaczliwym, a na miejsce dotrzeć wypada na czas, więc projekt na razie został odłożony „na później”, co jest, w dłuższej perspektywie- przyznacie- odłożeniem dość optymistycznym.
Kiedy już rozpalą w kominku i wnętrze leśniczówki zaludni się znajomymi twarzami (jak Wy tu trafiacie?), najprzyjemniej jest słuchać komentarzy tych, którzy z uwagą przyglądają się obecnym. Bo Leśniczówka jest jednym z tych miejsc, gdzie dziwi wszystkich nie to, że ktoś przyszedł, ale to, że kogoś nie ma i że o swojej nieobecności nawet nie uprzedził! A nie- jednak uprzedził, ale tego, który spisany już na straty, przybył zdyszany w ostatniej chwili. Lubię też oglądać zdziwienie Marka- gospodarza wieczoru, który ze swoim śląskim (znanym mi już przecież dobrze, ale wciąż egzotycznym) akcentem mówi: „Tych przy tym stoliku i tamtej dwójki przy barze to nie znam!”
I tak naprawdę do Was właśnie lubię do Leśniczówki przyjeżdżać, choć wyjaśnienie kto jest kim będzie chyba dość trudne: skoro przyjeżdżam do Was, to Wy jesteście gospodarzami, ale, ponieważ przybyliście na mój występ, więc właściwie jesteście  gośćmi, a gospodarzem jestem ja, z tym, że zaprosił nas wszystkich Marek, który jest w takim razie Obergospodarzem, choć tylko gości w Leśniczówce. I jest przy tym niezłym gościem. A skoro znamy się (prawie wszyscy) nie od dziś i śpiewaliśmy razem i tu i tam, niezwykłą sytuacją jest też ta swoista „zabawa w koncert” (Wy- tam, ja- tu, bilety, scena, światła, mikrofony, zapowiedzi, brawa) traktowana jednak na tyle poważnie, na ile pozwala ogólna atmosfera, która za sprawą baru i gościnności Gospodarzy (Gości?) potrafi być dynamiczna.
I bardzo lubię ten pokoncertowy i pośpiewankowy stan, kiedy dumny z etykietki „Markowego Grania”, która lśni jak złoty medal olimpijski wśród wspomnień z innych występów, wiem już, o czym zapomniałem na scenie i co zrobiłbym lepiej, i kiedy mam nadzieję, że tu do Was, jeszcze wrócę, żeby braki nadrobić, a niedociągnięcia (wybaczone mi już przecież, ale...) naprawić.
Do zobaczenia!
Krzysiek Jurkiewicz

Od lat jestem wielbicielką twórczości Krzysia Jurkiewicza. Bliski mi jest jego sposób postrzegania rzeczywistości i uwielbiam to, jak używa słów do jej opisywania - w piosenkach wierszach i anegdotach. Dwukrotnie pisałam tutaj o Słodkim Całusie, więc dziś chciałabym tylko w podziękowaniu za wspaniały koncert ofiarować naszemu Artyście taki limeryk :) :
„Pewien Krzyś znad Zatoki Gdańskiej
do poezji ma talent szatański.
Lecz miast siedzieć na Parnasie  w chmurach
woli chodzić z plecakiem po górach
lub z kumplami imprezować na Pańskiej”

Jadzia